MEANDRY ŻYCIA 18



ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Napisany: 2019-08-30
 
 
Tygodnie w oczekiwaniu na wynik były przerażająco długie. Wydawało mi się, że ten czas ciągnie się w tempie żółwim. W końcu przyszły wyniki badań.
Patrzyłam na koperty, które trzymał w ręku Grzesiek, i na mojego Pawła, ale on był nad podziw spokojny. Anka też przyszła, jednak Grzesiek powiedział jej o badaniach i podejrzeniach Soni. Ręce Grześka trzęsły się. Twarz Anki była blada.
Aniu, co się dzieje?
To może być Grzesiek.
Oczy Anki zabłyszczały, moment a rozpłacze się.
Chyba nie muszę otwierać, powiedział Grzesiek.
Położył kopertę na stoliku. Zapadła cisza. Tylko przytłumiony szloch Anki wyrwał mnie z zadymy.
Podły padalec, powiedziałam do Grześka, i zabrałam Ankę do kuchni.
Tuliłam ją do siebie, biedna zanosiła się płaczem.
Wynocha stąd, krzyknęłam, bo w drzwiach pokazali się nasi mężowie.
Anka w końcu trochę się uspokoiła. Podałam jej wodę, piła małymi łyczkami.
Aniu, poczekaj, zaraz wrócę.
Anka kiwnęła tylko głową.
Weszłam do salonu i wycedziłam przez zęby; co mam jej podać? Grzesiek wyciągnął z kieszeni tabletki. Daj jej dwie, powinna się uspokoić.
Ja ci się zaraz uspokoję, padalcu jeden. Gotowało się we mnie wszystko, najchętniej wyrzuciłabym Grześka z domu, ale nie mogę.
Kiedy Anka się już uspokoiła zapytała, czy może się położyć. Zaprowadziłam ją do gościnnego pokoju, zapewne zostanie u mnie przez parę dni. Muszę się nią zaopiekować. Zasnęła w parę sekund, widocznie ma dobrze dobrane leki.
Weszłam do kuchni, gdzie już nasi mężowie uwijali się przy kolacji. Masz załatwić jej wolne, rozumiesz, powiedziałam w stronę Grześka. 
Już chciałam zacząć wrzeszczeć na Grześka, ale powstrzymał mnie Paweł.
Kochanie, może pójdziesz sobie trochę odpocząć?
A ty co, bronisz go?
Nie bronię tylko nie chcę awantury w mieszkaniu, to już nic nie da.
Grzesiek teraz ma problem, i małżeństwo zaczyna mu się sypać. Ale ma to na własne życzenie, trzeba było nie rozpinać rozporka.
Dobrze, że zadzwonił telefon, bo byłam gotowa rzucić się na Grześka z pazurami.
W słuchawce usłyszałam głos Lidki.
Lenka, jest u mnie Artur z Sonią, to przykre, że tak się stało.
To mało powiedziane, że przykre, to jest katastrofa. Mojej przyjaciółce sypie się małżeństwo.
Życie jest zbyt skomplikowane, nie na moje dzisiejsze nerwy.
A jak u ciebie ze sprawami rozwodowymi?
Sąd przyznał mi dzieci, on ma płacić alimenty.
I fajnie, a jak układa wam się z Arturem?
Bardzo dobrze, chyba zamieszkamy razem.
Życzę wam powodzenia.  Rozłączyłam rozmowę, ponieważ nie miałam siły dalej prowadzić dialogu, kiedy tutaj wszystko zawaliło się Ance.
Co się tak gapisz, powiedziałam do Grześka, może już byś sobie poszedł?
Lenka, Paweł już miał dosyć moich nerwów, uspokój się, nie dokładaj jeszcze i ty.
Pan psycholog od siedmiu boleści, musiałam jeszcze powiedzieć jedno zdanie, żeby się nim nie udusić.
W końcu wstała Anka, wyglądała żałośnie, ale spokojnie zjadła kolację i poprosiła Pawła, żeby ich zawiózł do domu, bo im samochód właśnie się popsuł pod naszym domem.
Zostawili zatem do rana swój samochód u nas, a Paweł pojechał ich odwieźć. Długo nie wracał, zaczęłam się niepokoić, zadzwoniłam do Anki, nie odbierała, zadzwoniłam kolejno do Pawła i Grześka, też nikt nie odbierał. Byłam zaniepokojona. Co się stało, że nikt nie odbiera? 
W końcu zadzwonił telefon Pawła. Gdzie ty jesteś, przecież ja się denerwuję, krzyknęłam w słuchawkę. Tu policja, usłyszałam, dobry wieczór pani, dobry wieczór,  a gdzie mój mąż? Proszę przyjechać na komisariat.
Teraz, w nocy?
Jak pani woli, może być i teraz. 
Zadzwoniłam po taksówkę, przecież samochód wziął Paweł. Wbiegłam do budynku komisariatu, przyjął mnie policjant w nienagannie wyprasowanym garniturze.
Co się dzieje z moim mężem? Pani mąż nie żyje, powiedział przystojniak, i tyle z tego wszystkiego zrozumiałam. 
Kiedy się ocknęłam leżałam na jakimś łóżku a nade mną latały piskliwe dźwięki jakiejś maszyny.