ŻYCIE W PIGUŁCE I

Życie w pigułce część pierwsza rozdział piąty 

 

Powrót we wrześniu do internatu nie był już dla mnie czymś nieznanym czy przykrym. Wróciłam do tych samych koleżanek i kolegów, do tego samego pokoju. Jak to dzieciaki, biegałyśmy po znanych nam terenach wokoło internatu. Opowiadań nie było końca. Tylko ja nie miałam co opowiadać, dlatego zazwyczaj milczałam. W szkole wszystko było takie same; profesorowie, klasy, tylko inne tematy do przerobienia i zapamiętania. Nie miałam problemu z nauką, pomagałam innym, pomagałam też koleżankom z niższych klas.
 
Dyrektor a zarazem wykładowca był wspaniałym człowiekiem aczkolwiek surowym. Dzięki niemu zakochałam się w siatkówce, to były moje ulubione mecze jakie grałyśmy między innymi szkołami. Na jednym takim wyjeździe zachorowałam na zapalenie nerek. Wywieźli mnie karetką do szpitala, byłam tak spuchnięta, że nie mogłam nic na siebie włożyć dlatego zawinęli mnie w koce i tak zawieźli na miejsce. Leżałam tam między dorosłymi ludźmi przez miesiąc czasu. Nikt mnie nie odwiedził. Raz przyjechała wychowawczyni internatu i przywiozła mi rzeczy. Zatem sport, to nie jest zdrowie. Po szpitalu nie pojechałam do internatu, kazali mi jechać do domu i jeszcze odpoczywać. Tylko nikt nie wiedział, że w moim domu się nie odpoczywa, tylko pracuje.
 
Po miesiącu wróciłam do szkoły. W internacie dopiero zaczęłam odpoczywać. Nikt mi nie pozwolił już chodzić na treningi. Ale za to zarówno profesorowie jak i wychowawcy zadbali o to , żebym nadrobiła materiał z dwóch miesięcy. Siedziałam często do godziny dwudziestej czwartej nadrabiając materiał razem w wychowawcą, który w tym czasie miał dyżur. Ponadto na bieżąco musiałam odrabiać lekcje. Trochę było ciężko, ale się udało. I tak toczyło się moje życie przez cztery lata chyba najlepszego okresu w moim życiu.