WSPOMNIENIA

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
22.03.2019 marzycielka69
 
To jakiś koszmar, pomyślałam, ile jeszcze złego musi mnie spotkać zanim zakończę te swoje marne życie? Wyciągnęłam telefon, wybrałam numer. W słuchawce usłyszałam miły, dobrze znany mi głos.
Lenka, dawno się nie odzywałaś.
Witaj Walka, czy mogę do ciebie przyjechać ?
Lenka,  możesz przyjechać kiedy chcesz. Będę na ciebie czekała, zatem pakuj swoje manele i przyjeżdżaj. W tej chwili jestem w domu, bo jemy obiad, ale zaraz idziemy na pole, wiesz gdzie mnie szukać.
Dziękuję Walka, będę za jakieś dwie godziny. Moja kochana przyjaciółka z lat młodości, nigdy mnie nie zawiodła. Była zawsze pod ręką, pełna dobroci, wyrozumiałości i pocieszycielka w każdej sytuacji. Nie spotykałyśmy się często, bo każda z nas miała swoje życie, jakże odmienne. Ona rolnik całą gębą, ja teraz już z miasta, pochłonięta swoimi sprawami, ale jak bumerang w trudnych chwilach wracałyśmy do siebie. 
Poszłam do domu, pełna obaw czy czasami Pawła w nim nie zastanę. Ale przywitała mnie pustka i cisza.
Trzeba wymienić zamek, pomyślałam, żeby za dużo mi z mieszkania nie wyniósł jak mnie nie będzie.
Zadzwoniłam do szwagra, ładnie poprosiłam, a on swoim zwyczajem zaraz przyszedł i pozmieniał mi zamki.
Ale przecież nie możesz go tak brutalnie wyrzucić.
Szwagier, jakoś dziwnie podniosłam głos na niego, co, włączył ci się "solidarność plemników?".
W końcu mogłam spokojnie spakować parę rzeczy i wyruszyć na wioskę, do mojej kochanej Walentyny. Droga dobrze mi znana. Wokoło zieleń, kwiaty na drzewach przypominały mi o wielu sprawach. Dojechałam do domu Walki, przywitał mnie piesek, skakał koło mnie jakbyśmy się znali. Przykucnęłam, żeby go pogłaskać, a on jęzorem polizał mnie po ręce. Słodziak, jakże miło mnie przywitał. Pochodziłam sobie po podwórku, drób dawał swój podwórkowy koncert. Pieczyste i rosół tutaj chodziło po obejściu. Jak w każdą sobotę, gospodyni któreś z nich dopadała, a w niedzielę, było na stole. Zajrzałam do obory, są krowy, jeszcze Wala nie zlikwidowała. Jak ona sobie z tym wszystkim radzi?
Wiedziałam, ile to kosztuje pracy. Wyszłam za oborę i zobaczyłam sad. Pięknie, pomyślałam, idę posłuchać jak śpiewają owady w konarach drzew owocowych. Szłam po tym sadzie i wspomnienia tamtych lat i tutaj mnie dopadły. Wszytko to jest takie trudne, nie zamazuje się nic w pamięci.
Za dużo rozmyślasz, skarciłam siebie samą.
Halo, co pani tu robi?
Jakiś głos męski wyrwał nie z tej zadumy. 
Spaceruję sobie, nie widać? Niech się pan zajmie swoimi sprawami.
O rany, Lenka, to ty?
A kto pyta?
Nie poznajesz mnie? 
Jakbym poznała to bym nie pytała.
O, już żeście się spotkali, Usłyszałam głos Walentyny.
Jakże się ucieszyłam na jej widok. 
Lenka, widzę, że go nie poznałaś?
Tyle lat minęło, że trudno poznać, jednak czas robi swoje.
Popatrzyłam na niego, i teraz poznałam te jego śliczne, niebieskie oczy.
One się nie zmieniły, tylko reszta jakaś taka nijaka.
Weszłyśmy z Walą do domu. Dam ci zupy, bo jak cię znam to nie jadłaś dzisiaj jeszcze nic.
No tak, nie jadłam, zapomniałam o jedzeniu.
Najpierw zjesz, a potem mi opowiesz.
Walka wiedziała, że potrzebuję teraz szczerej rozmowy, żeby się wygadać. Zjadłam zupę, która nie za bardzo mi przechodziła przez zaciśnięte gardło. A Wala spokojnie siedziała naprzeciw mnie.
Oj coś ci się nieźle posypało.
Jej słowa spowodowały fontannę łez.
Do pokoju wszedł drugi mąż Wali. Kiedy pierwszy mąż jej zmarł, Wala poczuła ulgę, ponieważ miała ciężko z pijanym chłopem na gospodarce, teraz ma spokojnego, pracowitego męża i jest szczęśliwa.
Witaj Lenka, co cię sprowadza do nas?
Walka poprosiła, żeby sobie poszedł, i zostałyśmy same. Kiedy skończyłam opowiadać, Wala powiedziała do mnie; jakaś dziwna ta wasza miejska przyjaźń, jak widzisz niewiele ona warta. A jeśli chodzi o męża, to masz dwa wyjścia, albo się rozejść, albo udawać, że nic się nie dzieje i żyć w trójkącie.
Walka, ale żeś pojechała, nie ma co.
A co będziesz po durniu płakała? Wiesz dobrze, że takie roztkliwianie się nas sobą tobie nie służy, chcesz znowu wylądować w szpitalu?
Nie chcę.
Mam dla ciebie propozycję, zostań u nas na trochę, to i ja będę miała pomoc, a ty odpoczniesz od tych miejskich mądrości.
Fajnie, chętnie zostanę. Tylko wiesz Walka, chciałabym pójść do lasu, pójdziesz ze mną?
A z Tadeuszem nie chcesz?
Nie, chcę z tobą, tak jak kiedyś, pamiętasz?
Pewnie, że pamiętam, zawsze miałyśmy o czym rozmawiać, ale potem chodziłaś tylko z Tadeuszem.
Oj, jeszcze masz do mnie o to pretensję?
Nie, skądże, tylko mi się przypomniało.
To co, idziemy?
Pójdziemy, ale jak obrządzimy zwierzęta.
Ja doję krowy, powiedziałam. Dobrze, wydoisz krowy, ja dam jeść tym pyskaczom, a mąż mój wyrzuci obornik i pościele słomę, żeby im było milusio.
Z radością wzięłam stołeczek, jakiś fartuch, ściereczkę do wycierania wymion i trochę wody, żeby je obmyć. Wydoiłam dwie krówki, ale już straciłam wprawę dlatego trochę bolały mnie nadgarstki. Nie szkodzi, za parę dni będzie dobrze. Na koniec trochę podwórko sprzątnąć, i do lasu.