DWIE PIĘKNE CIERNISTE RÓŻE
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Teraz Weronika miała za zadanie odprowadzać małego do szkoły. Dla niej był to trudny czas, ponieważ sama borykała się z objawami depresji, ale nie mówiła nic nikomu, ponieważ nie chciała, żeby ktokolwiek o tym wiedział.
Często w nocy nie spała, walczyła z lękami i objawami somatycznymi.
A rano niestety, musiała zwlec się z wersalki i przełamać samą siebie. Dziecko musiało być w szkole.
Mały, jak już wspomniałam, był niesfornym dzieckiem, dlatego robił co chciał, a Weronika tylko pilnowała, żeby sobie nie zrobił krzywdy.
- Babciu, pójdziemy do kaczuszek, zapytał Kajetan kiedy już szli do szkoły?
- Dobrze, pójdziemy, ale czy zdążymy przed lekcjami?
- To koło szkoły.
No i wyprowadził Weronikę daleko od szkoły, dlatego potem musieli szybko iść, żeby zdążyć przed dzwonkiem.
Kaczuszki faktycznie ładne, a i pies, który wprawdzie duży, jednak łagodny i przyjacielski.
I tak przeleciał rok, potem drugi.
W końcu zaczął Weronice dokuczać fakt, że syn do tej pory nie wziął ślubu ze swoją narzeczoną. Weronika zaczęła od czasu do czasu przebąkiwać o tym synowi.
Byli zajęci sobą, pracą a czas przeciekał przez palce.
W końcu zapadła decyzja - zaklepany termin ślubu.
Weronika aż klasnęła w dłonie - w końcu!
Pełna szczęścia zaczęła myśleć, w co się ubierze?
Nie była przecież bogata, ciągle tych pieniędzy brakowało, ale wie, że musi coś ze sobą zrobić.
Młodzi załatwiali swoje sprawy związane ze ślubem i weselem, a Weronika szukała krawcowej, żeby uszyć sukienkę dla siebie.
Nie pomyślała logicznie, a i nie było komu jej doradzić, dlatego krawcowa uszyła to co uszyła, i Weronika wyglądała koszmarnie.
"Najważniejsze, że biorą ślub - pomyślała"
Nadszedł ten radosny dzień. Młodzi wyglądali pięknie, a Kajetan w swoim garniturku jak mały dżentelmen.
Ceremonia przebiegła spokojnie. Było wiele uśmiechów, radości, a na koniec życzenia i jakieś obrzędy z tym wszystkim związane.
Teraz samochody pojechały pod salę weselną i zaczęło się biesiadowanie.
Było upalnie, ledwo Weronika wytrzymywała, weselnicy też byli spoceni ale zabawy sobie nie odmawiali.
Weronika pojechała nad ranem spać do córki, żeby zostawić mieszkanie dla biesiadników, którzy zechcą przenocować.
Na drugi dzień poprawiny, ale Weronika nie miała już siły tam iść, zatem po zebraniu położyła się spać.
Wieczorem usłyszała na klatce schodowej śpiew. Był to jej syn z żoną, śpiewali sobie "żono moja"
Weronika uśmiechnęła się sama do siebie.
"Niech się cieszą, to ich dzisiaj prawo."
Weszli do jej pokoju i opowiadań nie było końca.
Weronika zdała sobie sprawę z tego, że syn ma swoją miłość, swoją rodzinę i zacznie dorosłe życie.