DWIE PIĘKNE CIERNISTE RÓŻE

ROZDZIAŁ PIĄTY

ROZDZIAŁ PIĄTY

Weronika jest już w podróży do Rabki. Pociąg kołysze wagonami, stukot kół dudni po głowie. To już dwunasta godzina męczącej drogi do sanatorium.
Z Weroniką jest brat, który po prostu sobie śpi. Weronika nie może zasnąć, mimo, że synek śpi wtulony w jej ramiona.
Patrzy na dziecko i serce jej się kraje, bo będzie musiała zostawić swojego ukochanego synka i nie będzie go widziała przynajmniej przez trzy miesiące.
Będzie mogła tylko wysyłać paczki i listy. Ale cóż to dziecko zrozumie z tego?
Dojeżdżają do Krakowa, jeszcze muszą dostać się do Rabki.
Kiedy wysiadła z pociągu ulica jej falowała, miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Jest osłabiona, a na dokładkę dziecko zaczyna marudzić. Też jest zmęczone, a przed nim rozstanie z mamą.
Weronika wyciera łzy, ale stara się nie pokazać synkowi, jak bardzo ją boli rozstanie.
Kiedy dojechali na miejsce było już ciemno. Oddała synka w ręce pielęgniarki.
- Mamo nie, mamo nie - krzyczał synek.
- Niech się pani nie martwi, powiedziała lekarka, szybko się przyzwyczai.
- Mogę dzwonić, żeby zapytać się o jego zdrowie?
- Tak, może pani dzwonić.
Teraz zwróciła się do brata Weroniki - niech pan się zaopiekuje mamą, bo ona jest wykończona.
- Zajmę się nią, odpowiedział.
Kiedy już znaleźli się poza murami sanatorium, powiedział do niej, żeby wzięła się w garść, bo muszą wracać, przecież ojciec dał mu wolne tylko do jutra, zatem nie będzie hotelu.
Nie była w stanie nawet się spierać. Nie pamięta dokładnie jak wracali, była jakby w letargu, grunt pod nogami ciągle jej się uginał, a sama trzymała się ramienia brata żeby nie upaść.
Kiedy dotarli do domu był już wieczór dnia następnego.
Kiedy już znalazła się w domu, rzuciła się na wersalkę i zasnęła. Spała do rana w ubraniu, bez jedzenia dwa dni. Kiedy się obudziła, musiała pojechać do rodziców po córkę.
Przez trzy miesiące przepłakała z tęsknoty za dzieckiem. Dobrze, że była córka bo inaczej by nie wyrobiła.
Razem z córką pakowały paczki raz w tygodniu i razem z listem, słodyczami, zabawkami wysyłały do Rabki. Córka też tęskniła, często pytała co i jak. To pomagało im w tęsknocie.
Po trzech miesiącach Weronika jechała po synka razem ze znajomą, którą synek nazywał nianią.
Jakaż była radość, kiedy mogła przytulić synka i już nie wypuszczać z ramion.
W domu synek musiał się przyzwyczajać do nowej sytuacji, ale szybko sobie wszystko przypomniał.
Od teraz Weronika miała spokój - synek był już zdrowy, nie dostawał ataków astmy.
Czas szybko upływał, synek już jest dużym młodzieńcem, który jest grzeczny, dobrze się uczy, ma swoje pasje z czego Weronka jest dumna.
Wprawdzie już zostali sami, bo już nie ma rodziców i nie ma ojca dzieci, ale cóż, życie toczy się dalej.
Niestety, bieda zaczyna zaglądać w oczy. Zostali bez dodatkowych pieniędzy dlatego nie jest dobrze.
Jak większość ludzi, zaciskali przysłowiowego pasa.