XXX KROK DO OTCHŁANI 12

ROZDZIAŁ 12
 
Świetlica oddziału teraz zamieniła się w pokój malarski. Grupa Bereniki usiadła przy stolikach, każdy przy osobnym, żeby się ze sobą nie porozumiewać i malować to, co serce dyktuje.
Nie było to łatwe, bo jakie kolory dobrać, co narysować aby nie wyglądało na jedną, niezrozumiałą masę?
Temat dzisiejszych zajęć był trudny - mężczyźni mojego życia.
Berenika po namyśle sięgnęła po pędzelek i zaczęła malować. 
Grupa w skupieniu koncentrowała się nad kartkami.
Każdy w tym momencie przeżywał swoje emocje, które narastały w miarę jak powstawały rysunki.
W końcu lekarz powiedział - odkładamy pędzelki, koniec malowania.
Kartki z podpisem autora powędrowały na stolik lekarza - teraz się zacznie, pomyślała Berenika.
Nie skupiała się za bardzo na rysunkach innych pacjentów, czekała kiedy zabiorą się na rozgryzanie jej "dzieła malarskiego".
Nie ma za grosz talentu, zatem będzie im trudno - przemknęło jej przez myśl.
W końcu przyszedł czas na jej rysunek.
Na początku  lekarz nie mówi kto namalował, tylko co można wywnioskować z tego rysunku. Grupa zaczyna rozmawiać, dyskutować, oceniać, aż w końcu Berenika nie wytrzymała.
- Czy wy żeście powariowali, jaka miłość? 
- Jak jaka miłość, popatrz, trzyma go za rękę.
- Ale kogo trzyma?
- Jak kogo, swojego partnera.
Berenika zamknęła się, bo nie wolno jej było jeszcze nic mówić, miała tylko słuchać.
Kiedy już grupa skończyła się nad nią pastwić, nieświadoma, że to jej wypociny, zabrała głos.
- Namalowałam siebie, trzymam za rękę syna, z drugiej strony oddalony jest ode mnie mój ojciec, a mój mąż w tym kącie, w trumnie.
Grupa zamarła. Nie udało się jej rozszyfrować rysunku, po prostu nie zawsze jest to takie proste.
- Ale sugestie możesz przyjąć do siebie?
- Tak, mogę, tylko, że nie są mi do niczego potrzebne. Jestem sama.
- Spokojnie, wtrącił się lekarz, to idzie w złą stronę. Berenika nie ma już ani męża ani ojca, z mężczyzn w jej życiu został tylko syn -  to chciałaś Berenika przekazać?
- Tak, tylko to chciałam powiedzieć.
Berenika usiadła i już do końca zajęć nie odezwała się. Była rozdrażniona tym tematem. Wolała już nie rozdrapywać ran, a oni ciągle na zajęciach jak bumerangi do tego wracają.
W końcu skończyły się te zajęcia, za parę minut czas na zajęcia ruchowe, zatem będą dzisiaj grali sobie w siatkówkę - będzie się działo.
Razem z Jagodą poszły do pokoju wskoczyć w stroje sportowe, i na salę gimnastyczną.
Zapach na sali był dziwny, ale cóż, skoro jest używana od rana do późnego wieczora.
Najpierw używają ją dzieci ze szkoły, potem poszczególne oddziały szpitala, aż w końcu personel relaksuje się ganiając za piłką, czy ćwicząc aerobik.
Pomęczeni grą, ale szczęśliwi, uśmiechnięci i pełni energii, powracali na oddział na kolację. 
I tak mijał kolejny dzień, tydzień na oddziale.