XXX KROK DO OTCHŁANI 13

OZDZIAŁ 13
 
Berenika tego dnia była zdenerwowana, ponieważ dostała przepustkę na weekend. Wybiera się właśnie do swojego domu. Musi niestety jechać autobusem, to około godzina trzydzieści minut jazdy.
Jest niepewna czy nie złapią ją lęki. One często przychodzą bez powodu i w najmniej oczekiwanym dla niej momencie.
Oddział opustoszał, większość pacjentów już wyjechała, nieliczni jeszcze szykują się do drogi, a garstka która pozostała, po prostu jeszcze ma zakaz opuszczania oddziału, albo są też tacy, którzy nie chcą jechać, lepiej czują się na oddziale.
Berenika siedzi już w taksówce, musi dojechać do przystanku trzy kilometry, z torbą pełną prania trudno byłoby jej iść ten odcinek drogi na pieszo.
Kiedy wsiadła do autobusu, zatopiła się w telefonie. Przeglądała wiadomości, odpisywała na sms - y aż w końcu zadzwoniła do Jagody.
- Już jesteś w domu, zapytała przyjaciółkę?
- Tak, a ty gdzie jesteś?
- Jestem w autobusie, jadę właśnie do domu.
- Jagoda, jak ci tam w domu?
- Dobrze, dzieci zrobiły mi niespodziankę i ugotowały kolację.
- Fajnie, a jak mąż?
- Śpi pijany, ale wiesz co, mam to gdzieś.
- Nadal niczego nie zrozumiał?
- Nie, nie zrozumiał, tyle dobrze, że nie robi mi awantur tylko idzie spać.
- To tyle dobrze, idzie wytrzymać?
- Pewnie, Berenika, potem się odezwę, siadamy do kolacji.
Berenice zachciało się płakać - "a na mnie nikt nie czeka".
Berenika stanęła przy drzwiach swojego domu. Weszła do mieszkania i powiało chłodem. Szybko włączyła ogrzewanie. Na zegarze widniało czternaście stopni ciepła. Trochę potrwa zanim się nagrzeje. Musi iść na zakupy, ponieważ w lodówce nic nie ma, wszystko kazała zabrać córce, bo przecież by nie przetrwało trzech miesięcy.
Wiedziała, że musi zrobić dzisiaj pranie, żeby do niedzieli wyschło. W niedzielę wieczorem musi wracać na oddział.
W sklepie było dużo ludzi, co dla niej było szokiem, ponieważ ostatnimi czasy miała wokół siebie spokój.
Zderzenie się z wózkami, i rozgadanymi ludźmi, i to nie z Polski, drażniło Berenikę.
W końcu wróciła do swojego cichego mieszkania, i włączyła telewizor - niech brzęczy.
Teraz nastawiła pralkę i poszła do kuchni zrobić sobie kolację.
Oparła się o blat szafki i się zamyśliła.
Jak długo to wszystko wytrzyma? Dlaczego bolą sprawy, które są przeszłością? Dlaczego cierpi za nieswoje winy? 
Skoro, jak mówią, Bóg jest miłością, to dlaczego cierpią nawet w tym świecie dzieci, niewinne, które nie zrobiły dosłownie nic, a jednak rodzą się już z chorobami?
Za jakie to grzechy Boże, za jakie grzechy?
Mówią, żeby czekać aż Bóg to wszystko rozwiąże, więc ile mamy czekać, ile wieków, aż się ten świat rozpadnie na kawałki? Boże, czegoś tu nie rozumiem? Pozwalasz na to wszystko? I to nazywasz miłością?
Dlaczego?
Czas w domu szybko minął, rozleniwiła się trochę, bo nic nie musiała robić. W niedzielę rano przyjechała córka zabrała Berenikę na zebranie, potem na obiad do siebie, a wieczorem odwieźli mamę na oddział.
Berenika wracała jak do siebie, zadowolona, że zobaczy swoich przyjaciół.