MOJE MAŁE PIEKŁO  - ROZDZIAŁ CZWARTY

ROZDZIAŁ CZWARTY
 
Dni i tygodnie upływały szybko. Dzień za dniem były do siebie podobne, z tym, że teraz wszelkie uszczypliwości mamy łagodziły spotkania z Tomkiem.
Kiedy tylko mógł przyjeżdżał do mnie do pracy czy do domu.
Był witany chłodno przez mamę, babcia go polubiła, a tata był obojętny, nie pomagał mi, ale i nie szkodził.
Któregoś wieczoru mama usiadła naprzeciwko mnie  przy stole w pokoju i zapytała, czy wiem jaki jest Tomek.
- Jaki? Normalny facet, lubię go, zawsze potrafi mi wytłumaczyć i pocieszyć jeśli jestem smutna.
- A czym ty się smucisz? Masz pracę, dach nad głową, obiad postawiony pod nos jak wracasz z pracy    czy z pola.
- Tak, to prawda. Już nic nie mówię.
Jak zwykle nie umiałam się obronić ani wytłumaczyć co takiego dzieje się w moim sercu i głowie. Dlaczego tak się zachowuję i dlaczego tak to wszystko boli.
Żeby choć raz powiedzieli mi magiczne słowa jakie potrzebuje dziecko - kocham cię córcia.
Po takich słowach moje serce byłoby uleczone i nawet razy byłyby bez bólu. A tak, na czym miałam budować swoje bezpieczeństwo?
Nie potrafiłam ocenić czy robię coś dobrze czy źle, bo cokolwiek bym nie zrobiła czy nie powiedziała, było krytykowane, więc zawsze wycofuję się z poczuciem porażki. Co w dużej mierze zaważy na moim przyszłym życiu.
Teraz siedziałam i bezwiednie gapiłam się w ekran telewizora. Coś tam biegało po ekranie a ja zastanawiałam się, co dalej będzie z moim życiem.
I trochę z przekory a trochę z potrzeby serca, któregoś letniego dnia zgodziłam się na ślub z Leszkiem.
- To co, idziemy z tą wiadomością do twoich rodziców, zapytał?
- Trochę się boję.
- Czego się boisz? Przecież nic ci nie zrobią, jestem z tobą.
Kiedy weszliśmy do mieszkania rodzice siedzieli z babcią przy kawie. Stanęliśmy naprzeciwko całej trójki i Leszek oznajmił, że właśnie zgodziłam się zostać jego żoną.
Cała trójka wlepiła w nas swoje oczy. Nic nie mówili, a ja jak ten głupol modliłam się w sercu żeby choć raz, choć raz w życiu pochwalili mnie za podjętą decyzję.
Pierwsza odezwała się babcia.
- No i dobrze Haniu, czas tobie iść za mąż.
- Co ty gadasz, odezwała się mama, będzie płakać przez niego, zobaczycie.
Tego było mi za wiele. Swoim zwyczajem rozpłakałam się. Co ja takiego robię, że ciągle nie tak? Jak mam nauczyć się rozróżniać dobro od złego?
Żeby chociaż mi powiedziała mama co takiego jest w Leszku, że nie powinnam za niego wychodzić?
Tylko argumenty, że będę przez niego płakała, póki co, to płaczę przez nią.
- Chodź kochanie, powiedział Leszek, nie przejmuj się, po ślubie nie spotkasz już ich, ja się o to postaram.
Wsiedliśmy na motor i pojechaliśmy do jego rodziców, ale najpierw usłyszałam głos mamy, że nie powinnam z nim jechać.
Wszystko co robię, robię źle, taki nieudacznik - jak mówi mama.
Pierwszy raz byłam u jego rodziców. Przywitali mnie z radością. Inaczej jak moi rodzice Leszka.
Dostałam kawę i ciasto pieczone przez mamę Leszka.
Na wieść o tym, że jesteśmy po słowie, uścisków nie było końca. W ich gronie zapomniałam o wszystkich bolączkach serca i cieszyłam się z tego towarzystwa.
Jedno co mnie zdziwiło, to ściany które były obwieszone świętymi obrazami. Trochę to było przytłaczające i jakieś mistyczne, ale nie to teraz zajmowało mój umysł.
Od teraz miałam na kawie w sklepie nie tylko Leszka ale i jego siostrę.
Za dwa tygodnie przyszedł czas na spotkanie się naszych rodziców.
Najpierw obiad u nas, gdzie rodzice zdecydowali, żeby ślub był na święta, Bożego Narodzenia, bo po co czekać, jeszcze coś wywiną.
Teraz przyszedł czas na rewizytę.
Po spotkaniu rodziców w jego rodzinnym domu, moja mama była załamana.
Kiedy wróciliśmy do domu, rozpłakała się.
- Hania, nie wychodź za niego, proszę cię nie wychodź za niego, zniszczy ci życie.
Byłam w szoku, mama płacze z mojego powodu?
- Dlaczego tak mówisz, co się dzieje?
- Widziałaś te ściany oblepione świętościami?
- Widziałam, ale nie przywiązuję do tego wagi.
- To jest ten typ ludzi, że w kościele codziennie a potem różne rzeczy robią.
- Jakie rzeczy, mamo o czym ty mówisz?
- Przekonasz się, jak mnie nie posłuchasz, zniszczysz sobie życie.
Nie wiedziałam co o tym sądzić, wprawdzie obrazy wiszą ale nie widziałam nic dziwnego.
Może faktycznie nie potrafię zobaczyć tego, co zobaczyła mama.