MOJE MAŁE PIEKŁO  ROZDZIAŁ TRZECI

ROZDZIAŁ TRZECI
 
 
Poniedziałek to dzień, kiedy ciężko wstawać do pracy, ale cóż, obowiązek na pierwszym miejscu. 
Rano nie piję kawy, tylko herbatę i jakąś kromkę chleba, żeby nie być na czczo.
Mama już krzątała się po kuchni, wstawała, że tak powiem, z kurami. Zawsze tak było, że kiedy wstawaliśmy do szkoły, na stole stały talerze z zupą mleczną.
Teraz już nie. Sporo się zmieniło od tamtej pory.
Mama jakby przygasła, tylko na mnie i na brata jeszcze próbowała wywierać presję, co w dużej mierze udawało się.
Byłam jakby uzależniona od niej, łasa na pochwały i miłe słowa, a to mogłam uzyskać kiedy oddawałam wypłatę.
Nikogo nie interesowało czy potrzebuję kupić sobie buty, czy inną garderobę, dlatego uchodziłam za osobę biedną.
Chciałam uciec z tego domu, a najlepiej w moim wieku i sytuacji, wyjść za mąż. Myślałam, że sobie w ten sposób polepszę.
Takie rozmyślania często gościły w mojej głowie, teraz też, idąc do autobusu, marzyłam sobie, że mam swoją rodzinę, którą bardzo kocham, a oni kochają mnie.
Kiedy przyszłam do pracy, kierownik już siedział w swoim biurze ze szklanką kawy w dłoni.
- A dzień dobry, prawie krzyknął na powitanie. Jak minęła pani niedziela pani Haniu?
- Dobrze, tylko wolne dni zawsze uciekają galopem.
- Oj tak, nie wiadomo kiedy mijają.
- Szefie, czy może przyjść do mnie kolega na kawę?
- A niech przyjdzie, i tak ruchu nie mamy, ale jakby co, to bierze się pani do roboty.
- Oczywiście, praca przede wszystkim.
Przed południem podjechał służbowym Żukiem Tomek. Przez szybę widziałam jak wychodzi z samochodu i idzie do sklepu.
- To on, zapytał szef patrząc mi przez ramię?
- Tak, to on.
- Fajny, no no, pani Haniu.
- To tylko kolega, odparłam.
- Na początku zawsze jest kolegą - zaśmiał się kierownik.
Tomek wszedł do sklepu, i głośnym "dzień dobry" przywitał się z nami.
- Chodź do mnie, powiedziałam prowadząc go do mojego miejsca pracy.
Było to biuro z okienkiem do obsługi klientów.
Tam zrobiłam sobie i jemu kawę. Rozmowa toczyła się gładko, jakbyśmy znali się nie od dzisiaj. Miło było, ale musiał pojechać, a ja z głową w chmurach zostałam w swoim biurze.
Po osiemnastej przyjechał i zawiózł mnie do domu.
- Dlaczego jeździsz z obcymi chłopakami, skarciła mnie mama?
- Nie robię nic złego, tyle umiałam z siebie wykrzesać.
- Daj dziewczynie spokój, w pomocą przyszła mi babcia, jak ma poznawać ludzi, musi się spotykać, ciągle ją krytykujesz.
- Bo ona nigdy nie potrafi nic porządnie zrobić.
- Przecież od dziecka pracuje w polu to gdzie miała się czegokolwiek nauczyć?
Poszłam do łazienki i popłakałam się. Obiecałam sobie, że zrobię wszystko, żeby w końcu wydostać się z tego domu.
- A ty czego ryczysz, zapytał tata, który wszedł do łazienki umyć ręce, co, znowu ci mama dokucza?
- Dlaczego ona mnie tak nie lubi?
- Bo się urodziłaś, ot i cała tajemnica.
- Bo się urodziłam? 
- Tak, Zosia była malutka jak się urodziłaś,  nie była gotowa na drugie dziecko. No już,  nie płacz, chodź zjeść obiad, mama postawiła na stole talerze.
Weszłam do kuchni, bez słowa siadłam do jedzenia i swoim zwyczajem postawiłam książkę opierając ją o cukierniczkę.
- Czy ty wiesz co jesz, zapytała mama?
 - Wiem mamo, a czytać lubię.
Wstała i bez słowa poszła do pokoju, gdzie już było słychać grający telewizor.