MOJE MAŁE PIEKŁO - ROZDZIAŁ JEDENASTY

ROZDZIAŁ 11
 
Było mi wstyd przed rodzicami i bratem, że pozwoliłam jego rodzinie w tak perfidny sposób sobą manipulować. Dlatego nie odzywałam się do nich, nie dzwoniłam. Nie chciałam słyszeć, że skrzywdziłam siebie, dziecko i dalej brnę w to bagno - jak określiła mama.
Latem urodziłam ślicznego synka. Od pierwszych chwil, kiedy go zobaczyłam, byłam zakochana i szczęśliwa, że go mam.
Szczęśliwy też był i Leszek, dlatego chlał trzy dni i trzy noce, sprowadzając sobie do domu towarzystwo, bo przecież chata wolna.
Nie powiem postarał się, kupił potrzebne rzeczy dla dziecka. Wózek i łóżeczko już mieliśmy, tylko dokupił nową wanienkę do kąpania maluszka, kociołek do gotowania pieluch i wirówkę - luksus na owe czasy.
Nie było go pod szpitalem przez tydzień czasu, zajęty był sobą i swoim towarzystwem - o czym dowiedziałam się od teściowej i szwagierki, kiedy po dwóch tygodniach wróciłam do domu.
Przyjechały obie z płodami ziemi i kurczakami, żebym dobrze się odżywiała. Byłam zdziwiona ich zachowaniem, ale coś za coś.
- Powiem ci coś Haniu, tylko się denerwuj, zaczęła teściowa.
- Może ja opowiem, wtrąciła szwagierka, bo to ja go nakryłam.
- Na czym go nakryłaś, zapytałam?
- Wiesz, zaczęła szwagierka, chciałam zobaczyć co robi i jak byłam na zakupach, zaszłam do waszego mieszkania, a tu Sodoma i Gomora.
- Możesz jaśniej, zapytałam?
- No tak. A więc wchodzę, patrzę, a przy stole i na wersalkach siedzą kobiety i chłopy, całe towarzystwo nachlane. A Leszek siedzi na          wersalce i trzyma na kolanach jakąś kobietę, mówię ci Haniu, zagotowało się we mnie. Zwłaszcza, że ona siedziała już tylko w samych      majtkach, dasz wiarę, nawet biustonosza na sobie nie miała.
   Wzięłam  szufelkę i napierniczałam po kolei wszystkich, a tą wywłokę wyrzuciłam w tych majtkach na korytarz.
- To musiało być zabawne, dodała teściowa i zaczęła się śmiać.
We mnie wszystko się zagotowało. Trafiło akurat na największe plotkary wioskowe, które żyły cudzym życiem i napawały się czyimś nieszczęściem - takie po prostu były.
Wiedziałam, że nie mogę się denerwować, bo dziecko będzie niespokojnie. Dlatego starałam się o tym nie myśleć, tylko skupiłam się na dzieciach.
Wieczorem kiedy wrócił z pracy Leszek, nie wytrzymałam, walnęłam go w pięści prosto w nos, pierwszy raz dostał ode mnie w twarz. Zdziwił się, bo stanął jak wryty dopóki nie poczuł krwi na swojej twarzy.
Poszedł do łazienki, kiedy wyszedł, powiedział tylko - "dziękuję ci za syna".
Od tej chwili nie był dla mnie mężem, był tylko ojcem moich dzieci.
Obojętność jaką miałam w swoim sercu mnie samą zdziwiła.
Leszek widząc, że mam go gdzieś, postanowił umilić mi życie, i zaczął przyprowadzać do naszego mieszkania swoje kochanki.
Wszelkimi siłami chciał mnie i dzieci wykurzyć z domu.
Żeby zabezpieczyć siebie i dzieci, poszłam do Urzędu i udało mi się po znajomości przepisać mieszkanie na mnie, żebym była głównym najemcom.
Od teraz słowa Leszka - wypier...aj z mojego mieszkania, nie miały racji bytu. Kiedy o tym się dowiedział, spuścił z tonu i obrał inną taktykę.
Zaczęło się wkładanie zapałek do zamka, żebym nie mogła otworzyć drzwi. Puszczanie w nocy gazu, a w tym czasie wychodził na miasto. Sprowadzał sobie panią, z którą kąpał się w łazience nie zwracając uwagi na dzieci. Sprzedał nawet węgiel komuś, żeby mnie pozbawić opału na zimę. Robił nocne balangi w kuchni, gdzie za ścianą byłam z dziećmi.
A ja dalej zmagałam się z życiem nie mając wsparcia w nikim. Dzieci moje potrzebowały leczenia, ponieważ były chore. Często lądowały w szpitalu, ja pod drzwiami szpitala wyłam jak pies z niemocy. Drugie w tym czasie dziecko lądowało u sąsiadki.
Lecz niestety, to jeszcze nie koniec podłości mojego męża.
Nie pozwoliłam sobie i dzieciom zabrać mieszkania, dlatego jego ataki były coraz dotkliwsze.