MOJE MAŁE PIEKŁO - ROZDZIAŁ TRZYNASTY

ROZDZIAŁ 13
 
Siedziałam na wersalce, a koło mnie moje maleństwa wtulone we mnie, i zapewne nie do końca rozumiały co się dzieje.
Panowie policjanci przeglądali wszystko, zabezpieczali materiał do badań, spisywali, i coś do siebie szeptali.
W końcu jeden z nich zaczął mnie wypytywać o przebieg zdarzenia, i tak nam zaszło kilka dobrych chwil.
- Ma pani gdzie pójść z dziećmi, bo tutaj nie może pani zostać.
- Mogę pojechać do rodziców.
- To dobrze, bo zanim go znajdziemy może zrobić krzywdę pani czy dzieciom, skoro targnął się na wasze życie.
- Chciał nas zabić?
- Proszę pani, to jest kwas, w najlepszym przypadku mogłaby pani zostać poparzona, ale co byłoby gdyby dziecko napiło się tego kwasu?
Byłam przerażona. "Jakiego bydlaka miałam za męża"?
"Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę z tego co robił, czy tylko wściekłość, że nie może mnie wygonić z mieszkania pomieszała mu zmysły?"
Po takich przeżyciach, z takim indywiduum, jestem przekonana, że Ukraińcy tam, na Wołyniu, byli w stanie zrobić dosłownie wszystko, kiedy mieli na to zezwolenie i ochotę.
      Nie miałam teraz innego wyjścia, jak się ukorzyć i pojechać do rodziców. Nie było to łatwe, ale myślę, że mnie zrozumieją. 
O Matko - krzyknęła moja mama, kiedy zobaczyła nas w drzwiach swojego domu.
- Chodźcie moje skarby do babci, babcia was przytuli.
- Mów co się stało.
- Nie przy dzieciach mamo. A gdzie tata?
- Ojciec jak zwykle gdzieś po polach lata.
- Babcia ma krupniczek, nalać wam słoneczka moje?
Dzieci rozkręcały się i z radością chodziły za babcią, i kiedy zasiadły do stołu, zmiotły z talerzy zupę.
- Babciu, możemy iść do Cywila?
- Tak słoneczka moje, a babcia nakarmi mamę i porozmawia z nią.
Dzieci chętnie poszły na podwórko i po chwili słychać było ich radosne głosiki. Aż miło było posłuchać tego słodkiego szczebiotania.
- Opowiadaj, powiedziała mama, kiedy już zjadłam obiad.
- Powiem krótko, chciał nas zabić, tak powiedziała milicja. Zniszczył kwasem wszystko co się dało. A do kubeczków dzieci też wlał tego kwasu i postawił na stole.
- Co za łajdak, to nie macie nic?
- Nic mamo, tylko to co na sobie.
- Wiesz, zostało trochę twoich rzeczy po ostatnim razie, kiedy on był w więzieniu, a dzieciom coś się zorganizuje na już.
- Dziękuję mamo, i przepraszam za problem.
- Jaki to problem, siedzę sama, bo ojciec w miejscu nie usiedzi, to będzie mi raźniej.
- Milicja kazała mi wyjechać ze Słubic, zanim go nie złapią.
- To logiczne, skoro takie rzeczy wyprawia, i nie wiadomo na co go jeszcze stać.
- Jesteś już matką, sama wiesz jak to jest martwić się o swoje dzieci. Wiesz, różnie to bywało między nami, ale na stare lata przychodzą       różne refleksje, i też zrozumiałam pewne sprawy.
" Czyżby mama mnie przepraszała?"
Po chwili na podwórku usłyszałam radosny głos ojca - moje kruszynki przyjechały.
A za chwilkę owe "kruszynki" podniosły taki pisk, że i cywil zaczął szczekać.
Popatrzyłam na mamę, uśmiechała się, a w jej oczach zobaczyłam łzy.
- Mamo, co się dzieje?
- Nic córcia, to wzruszenie.
Po chwili opowiadałam ojcu co się stało. Ojciec nic nie odpowiedział, schylił głowę nad talerzem i zaczął siorbać.
- Jedz po ludzku, skarciła go mama, bo nie mogę tego słuchać.
- Gorące, to jak mam jeść.
Kiedy odstawił talerz, odezwał się w końcu; jak długo masz zamiar do niego wracać?
- Nie zostawię mu mieszkania, nie doczekanie jego, a o to mu właśnie chodzi.
- No tak, masz dzieci i inne życie w mieście, ale czy lepsze?
- Tato, szkoła na miejscu, parę kroków od domu, moja praca za rogiem. Po prostu dobra lokalizacja. Jakbym miała dobre warunki na wsi, pracę na miejscu, dojazd do miasta wygodny, to bym się nie wahała. Ale wszyscy jak wiesz dojeżdżają do pracy do Słubic, czy okolic. Jakbym to miała zorganizować, nie mając praktycznie połączenia z tej wioski?
- No tak, masz rację, ale i tak nie masz łatwo.
- Nie, nie mam, ale już podałam go o alimenty, bo mi nie daje pieniędzy, nie mówiąc o tym kogo mi sprowadza do domu.
Odpoczywałam po tych przeżyciach, świadoma, że muszę kiedyś wracać.
Pewnego ranka podjechał samochód milicyjny i panowie z wiadomością, że już go mają. Zatem mogę wracać do domu. Wytłumaczyłam dzieciom, że taty nie będzie i wracamy.
Kiedy otworzyłam drzwi naszego mieszkania, byłam świadoma, że przede mną dużo roboty.