MOJE MAŁE PIEKŁO - ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

ROZDZIAŁ 9
 
Pewnego dnia mąż wrócił do domu mało tego, że pod wpływem alkoholu, to jeszcze ubrudzony, jakby wytaplał się w błocie razem ze świniakami.
- Co się stało?
- Nie interesuj się, zajmij się lepiej dzieciakiem i podaj mi obiad.
Praktycznie mało mnie to interesowało, ważne żeby umył się, zjadł i poszedł spać.
Wiedziałam, że coś się niedobrego stało, znałam go już na tyle, że potrafiłam uchwycić takie niuanse.
Następnego dnia wstał rano i bez słowa poszedł do pracy. Zajęłam się swoimi sprawami, córeczką i nie pomyślałam nawet co mnie wkrótce czeka za niespodzianka.
Przed południem ktoś zapukał do moich drzwi. Kiedy otworzyłam zobaczyłam milicjantów w mundurach.
- Czy jest pani mąż w domu, zapytał jeden z nich?
- Nie, jest w pracy o tej porze.
- Nie ma go tam.
- To może jest u swoich rodziców?
- Nie, byliśmy przed chwilą.
- To nie wiem. Ale co się stało?
- Pani mąż pobił starszego mężczyznę i złamał mu rękę.
Opadłam na krzesło, tego się mogłam spodziewać. Skoro mnie bije i poniewiera, to i innych też będzie.
- I co teraz?
- Musimy go znaleźć i pójdzie siedzieć.
Policjant popatrzył na łóżeczko gdzie leżała córeczka i rzekł - odpocznie pani trochę.
-  Nie pracuję, skąd mam wziąć pieniądze na życie?
- Poradzi sobie pani, wierzę w to.
Kiedy milicja pojechała, za moment była szwagierka.
- Wiesz, że Leszka szukają, krzyknęła od progu?
- Wiem, byli u mnie.
- Dlaczego go nie schowałaś, teraz go znajdą i pójdzie siedzieć.
- Że co, gdzie go miałam schować, przed milicją? A dlaczego nic mi nie powiedział, tylko od milicji dowiaduję się takich rzeczy? Czy on nie pomyślał o dziecku jak poszedł chlać? Dlaczego się mnie czepiasz? Ciągle macie go za małego chłopczyka, którego trzeba chronić?
                      W tym momencie weszła teściowa, cała czerwona na twarzy. Od progu też zaczęła na mnie krzyczeć, że to niby moja wina.
                      A na koniec dodała - że też musiał sobie wziąć taką żonę?
                      Miałam tego wszystkiego dosyć. Najchętniej bym się zapadła pod ziemię, żeby tylko  nie czuć tego bólu, porażki i wstydu. Nawet w pewnym momencie pomyślałam, że może to i moja wina?
Musiałam jednak myśleć o córce i nie zaniedbywać jej, bo cóż winne dziecko, że ma takiego ojca.
Moja porażka.
W ciągu niespełna czterech lat stałam się wrakiem człowieka.
Karmiłam córeczkę kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Przyszło tych dwóch milicjantów z wiadomością, że złapali męża u jakiejś kochanki. Dostał areszt na trzy miesiące, a potem się zobaczy.
"Co ja mam zrobić, pomyślałam"?
Po południu niespodziewanie w drzwiach domu stanął mój ojciec. Po przywitaniu, powiedział do mnie - pakuj się i niczym się nie martw.
Tego się nie spodziewałam, raczej czegoś w rodzaju:" a mówiliśmy z matką, że tak będzie."
W tym czasie ojciec poleciał do moich teściów. Za jakiś czas dowiedziałam się, że niezłą awanturę im zrobił.
Potem pomógł mi wszystko włożyć ma bryczkę, i pojechaliśmy do domu rodziców.
Prawie dwa lata nie widziałam ani rodziców, ani rodzeństwa, ponieważ mąż mi zabronił, i pilnował tego skrupulatnie.
Czułam się strasznie. Musiałam znowu przyznać się do porażki i czekałam na magiczne słowa mamy:" a nie mówiłam".
Kiedy wjechaliśmy na podwórko, wyszedł brat i zaczęli znosić z ojcem moje rzeczy. Weszłam do domu z dzieckiem na ręku.
Mama siedziała przy stole, popatrzyła na mnie i  wyciągnęła ręce - daj mi małą.
Ostrożnie, jakby z niedowierzaniem podałam jej córkę. Zobaczyłam w jej oczach łzy. 
- Ale ty jesteś śliczna.
I mówiła do mnie patrząc na nią - musisz jeść, ale najpierw musi cię przebadać lekarz.
             Nie miałam pojęcia dlaczego, ale zgodziłam się. Zatem na drugi dzień przyjechał lekarz na wizytę. Popatrzył na mnie i zapytał, czy choruję na anoreksję.
Kiedy wychodził z domu, powiedział do rodziców:" to cud, że ona żyje".
Od teraz zaczęła się akcja - tuczymy Hanię.
Spokój w domu, opieka rodziców, brata, szybko postawiła mnie na nogi. W niespełna cztery miesiące byłam całkiem inną kobietą, a i w domu atmosfera poprawiła się na tyle, że zaczęłam normalnie żyć, tak, jak sobie wymarzyłam. Tylko we mnie coś się poprzestawiało - nienawidziłam mężczyzn. 
Z mamą siadałyśmy na ganku i wieczorami śpiewałyśmy sobie, popijając wieczorną kawę. Cudnie, pomyślałam, kiedy któregoś dnia sięgnęłam po książkę.