MOJE MAŁE PIEKŁO - ROZDZIAŁ DWUNASTY

ROZDZIAŁ 12
 
Leszek wszedł chwiejnym krokiem do mojego pokoju, w momencie, kiedy razem z dziećmi grałam w jakąś planszówkę. Zmierzył mnie wzrokiem i ze zjadliwym uśmieszkiem zwrócił się do córki.
- Córcia, chodź z tatusiem, przywitasz się z ciocią.
- Mamo ja nie chcę, powiedziała córeczka patrząc na mnie.
- Wyjdź z pokoju, krzyknęłam w stronę Leszka!
- Co mi zrobisz jak nie wyjdę, to też moje dzieci.
- Czyżby tatusiu, to dlaczego nie dajesz pieniędzy na ich utrzymanie?
- Bo mi się nie chce, mam ważniejsze wydatki.
W tym momencie pomyślałam, że czas iść do sądu i zacząć walczyć o swoje.
Ale póki co, czekała mnie awantura, ponieważ nie postawił na swoim. 
- Jesteś starą kur....wą, nawet pies nie będzie chciał cię oszczać - krzyknął i wyszedł, ponieważ jego zabaweczka zwabiona krzykami stanęła w progu.
- Co ty wyprawiasz, robisz dzieciom awanturę, odezwała się zabaweczka, a myślałam, że to ona jest podłą alkoholiczką, ale widać, że to ty jesteś problemem. Zamknęła mu drzwi przed nosem i po prostu uciekła.
- I co zrobiłaś? Taka faja dziewczyna, nigdy jej nie dorównasz nawet do pięt.
- Oczywiście, że nie, bo nie zabieram ojca dzieciom jak robi ona. Wpakowała się z tobą w ten układ nie znając prawdy, a jak poznała prawdę, to wzięła nogi za pas, i już jej nie ma.
Leszek podszedł do mnie i z pięści uderzył mnie w twarz.
Dzieci zaczęły krzyczeć, piszczeć, pochowały się pod stół a ja zalałam się krwią.
A on po prostu uciekł, chyba zdawał sobie sprawę z tego, co zrobił, ale był pod wpływem alkoholu i zapewne tylko ucieczka przyszła mu do głowy.
Zwabiona krzykiem dzieci sąsiadka, wpadła ze swoim mężem do mojego mieszkania.
- Co on ci zrobił, krzyknęła?
- Idź zadzwoń na pogotowie i milicję.
Mąż sąsiadki poszedł zadzwonić, a ja z mokrym ręcznikiem na twarzy leżałam na wersalce. Moje biedne dzieci, siedziały pod stołem przytulone do siebie -  byłam w stanie nic zrobić.
- Nie martw się o dzieci, zajmę się nimi. Mam nadzieję, że go w końcu zamkną. Sąsiadka była tak wzburzona, że cała się trzęsła.
- Mocno cię boli, dopytywała się -  kiwałam głową.
Pogotowie stwierdziło złamanie nosa, musiałam pojechać do szpitala. Nie bałam się o siebie tylko o dzieci.
Kiedy przyjechała milicja, mnie już nie było, ale o wszystkim opowiedziała sąsiadka. Obiecałam sobie, że już żadnej ulgi, nie pozwolę się uderzyć, najwyżej go zabiję.
Byłam u kresu wytrzymałości. Mąż przez prawie miesiąc nie pokazał się w domu, w tym czasie złożyłam papiery do sądu o alimenty.
Kiedy dostał wezwanie do sądu, swoim zwyczajem przyszedł zrobić mi awanturę. 
Stałam w kuchni, kroiłam mięso, kiedy do mnie podszedł, skierowałam ostrze noża w jego stronę.
- Jeden krok do przodu a nie ręczę za siebie.
Cofnął się -  wariatka, krzyknął!
Mogę być i wariatką, a co mi tam, niech tylko do mnie i dzieci nie podchodzi.
Być może bał się podchodzić do mnie, ale obrał inną taktykę.
                      Pewnego razu pojechałam do swojego brata i bratowej. Zawsze to jakaś odmiana, więc przez sobotę i niedzielę aż do poniedziałku miałam spokój.
Razem robiliśmy posiłki, sprzątaliśmy, popołudniami siadaliśmy w altance z kawą, zaś dzieci nasze bawiły się wesoło na podwórku.
"Spokój, cisza, to jest to czego pragnę".
W poniedziałek wróciliśmy do domu z dziećmi. W mieszkaniu czuć było jakiś bliżej nie określony zapach. Pootwierałam okna, żeby wywietrzyć mieszkanie.
Zmieniłam tylko buty i poszliśmy do miasta na zakupy. Ale jakoś dziwnie było mi w tych butach. Kiedy przyszłam z zakupami, zdjęłam buty, a ja nie mam rajstop na stopach. Włożyłam rękę do buta, i poczułam ostry ból, jakby mnie coś parzyło.
Intuicja mi podpowiadała, że coś się złego dzieje.
Otworzyłam szafę, a tam tylko skrawki ubrań, wszystko popalone, w szufladach i na półkach to samo. Nie miałam niczego, nawet pościeli, wszystko było popalone.
Na stole stały ulubione  kubeczki dzieci, tylko w tych kubeczkach piły. Po prostu były to ich kubeczki, a w tych kubeczkach jakiś brunatny płyn.
Poszłam do sąsiadki i zadzwoniłam na policję. W krótce zjawiło się paru policjantów po cywilnemu.