MOJE MAŁE PIEKŁO - ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

ROZDZIAŁ 10
 
Czas szybko mijał. Córka dawała mi wiele radości, a i dziadkowie a także mój brat, byli zakochani w tej małej istotce, która przewróciła ich świat do góry nogami.
Nidy nie widziałam ich tak radosnych, szczęśliwych i pełnych życia, jak przy mojej córce.
Robiła co chciała, a i tak uwielbiali ją ponad niebiosa.
Troszeczkę zabolało, ponieważ wobec mnie nie byli tacy.
Pewnego popołudnia kiedy z mamą piłam kawę na naszym ganku, wspomniałam, że chcę poszukać sobie pracy, nie chcę być na ich utrzymaniu.
- Skoro tak uważasz, to może faktycznie czas tobie pracować.
- Tak mamo, muszę zarabiać na córkę.
- Wiesz, zaczęła mama, jest taka praca, nic ci nie mówiłam, bo nie wiedziałam czy już czujesz się na siłach żeby zacząć pracować. Jest to praca na recepcji w hotelu.
- Pewnie że chcę, a gdzie mam się zgłosić?
- Mam zapisane, zaraz ci pokażę.
- Skąd wiesz o tej pracy?
- Oj, nie ważne, ważne że możesz już wyjść do ludzi, a taka praca w tym ci pomoże.
 Na drugi dzień z samego rana pojechałam do zakładu, w którym ten hotel robotniczy był tylko i wyłącznie dla kierowców.
I od teraz miałam już pracę.
Praca była ciężka, bo zmianowa, ale i tak byłam szczęśliwa, że ją mam, i mogę łożyć na swoje dziecko i na swoje utrzymanie.
Ale spokój w moim życiu nie mógł trwać długo. Zmarł teść, i znowu zostałam wplątana w sieć zdarzeń, które doprowadziły mnie do złych decyzji, ale na które w dużej mierze nie miałam wpływu.
Okazało się, że teściowa już nie była w stanie wszystkiego ogarnąć w gospodarstwie i posprzedawała pola, las, łąki, zostawiła tylko sad, kawałek ziemi dla swoich potrzeb. Posprzedawała także zwierzęta i zostawiła tylko kury i jednego cielaka.
Teraz przyszedł czas na wplątanie mnie w swoje intrygi.
Teściowa przyszła do mnie do pracy, abym spotkała się z nimi bo mają ważne sprawy do załatwienia. Zgodziłam się.
- Nie pożałujesz Haniu, chodzi o spadek.
- Ale co ja mam z tym wspólnego?
- Bo jesteś żoną Leszka i masz prawo wiedzieć.
- Nie wystarczy Leszek?
- Musisz być i ty.
Nie miałam pojęcia o co chodzi, ale zgodziłam się, pomyślałam, że przecież mam dziecko.
Leszek był w więzieniu, ale dostał przepustkę i zaczęło się mydlenie mi oczu.
Wyszło na to, że ja z Leszkiem mogłam objąć to gospodarstwo, ale siostra jego zapragnęła wrócić z miasta na rodzinne pielesze.
Od prawnika dowiedzieli się, iż nie dostanie Leszek mieszkania po siostrze, ponieważ jest za duże na jednego człowieka, ale jakby żona z dzieckiem wróciła, to jest taka szansa.
Ot i cała filozofia ich podstępu. Inaczej nawet by nie wspomnieli. Uzgodnili też, że jak Leszek już otrzyma to mieszkanie po swojej siostrze, to mnie wykurzy i już po problemie.
Ale o tym wszystkim dowiedziałam się długo długo później, jak już było na świecie drugie dziecko. 
Zamieszkanie w mieście było dobrym rozwiązaniem dla mnie i dla dzieci. Początkowo Leszek po powrocie z więzienia był przykładnym mężem i ojcem.
Potrafił ugotować obiad, zając się dzieckiem czy pracami w mieszkaniu.
Miałam wrażenie jakby mi chłopa odmienili, ale było tak do czasu, dopóki nie skończyły się zawiasy.
Wtedy wrócił dawny Leszek, a ja znowu stałam się tarczą do ciskania nie tylko gromów.