MOJE MAŁE PIEKŁO - ROZDZIAŁ DRUGI

ROZDZIAŁ DRUGI
 
Niedziela na wiosce jest monotonna. Wprawdzie jestem jeszcze katoliczką, ale na tak zwaną sztukę. Praktycznie to też wyniosłam z mojego rodzinnego domu. Dlatego od rana snułam się po pokojach  i po podwórku.
Coś bym porobiła, ale w niedzielę nie wypada. Zatem od rana książka przy stole z cukierniczką.
Na podwórku były posiane warzywa, te wszystkie które, potrzebne są do obiadu.
Chodziłam po ogródku i wyrywałam marchewki, pietruszki, selera natkę, i inne potrzebne zieleniny. Pachniało w domu od tych nowalijek. Teraz zostało tylko wspomnienie tych niesamowitych smaków.
- Kawę ci zrobiłam, powiedziała mama.
- Idziemy na ganek, zapytałam?
Kiedy już zasiadłyśmy z mamą na ganku, niby przypadkiem zaczęła mówić, że zadaję się z nieodpowiednim towarzystwem, że powinnam spotkać kogoś z miasta, a nie wsiowego chłopaka.
- Przecież to jest moje naturalne środowisko, mamo.
- I co z tego, chcesz skończyć tak jak ja?
- Nie znam nikogo kto by miał chociażby studia, a taki zięć ci się marzy, prawda?
- Nie podnoś na mnie głosu, skończysz z nogami w gnoju, niewdzięczna dziewucho.
Nie umiałam się odszczeknąć rodzicom, prędzej pójdę w kąt, i będę płakała.
I tak też zrobiłam. Zawołałam psa, Cywila, i poszłam do lasu na spacer. Płakałam, pyskowałam sama do siebie, a pies tylko merdał ogonem.
Kiedy wróciłam do domu, usłyszałam przez uchylone okno głos mamy.
- Mówię ci, nic z niej nie będzie, od dziecka taka niewydarzona, co innego Zośka (siostra, imię zmieniłam), ładna, mądra i nie mamy z nią problemów.
"A ze mną jakie macie problemy?"
"Od dzieciaka haram w polu, w obejściu przy zwierzętach, w sadzie. To jest wasz problem?"
Nic nie powiedziałam, tylko serce zaczęło mi strasznie bić, zabrakło mi tchu i straciłam przytomność.
Kiedy się obudziłam leżałam w łóżku a koło mnie siedział lekarz.
- Już dobrze, czym się zdenerwowałaś?
- Odwróciłam głowę a łzy same spływały mi na poduszkę. 
Taka to właśnie była relacja między mną a mamą, a ja ją tak bardzo potrzebowałam.
Mijały tygodnie, jeden dzień podobny do drugiego. 
Ale w następną niedzielę spotkaliśmy się na siatkówce.
Słońce nie paliło, tylko leciutko grzało, idealna pogoda do grania.
Marika przyszła po mnie i poszłyśmy na boisko gdzie chłopcy już rozwiesili siatkę. Losowaliśmy kto do jakiej drużyny idzie i zaczęliśmy grać. 
Gwar był niesamowity, śmiechy, krzyki jak to przy takiej emocjonującej zabawie.
W pewnym momencie przyjechało na motorze dwóch chłopców w pobliskiej wioski. Przyłączyli się do nas i graliśmy dalej. W końcu pomęczeni posiadaliśmy na schodach jednego domu, koleżanka przyniosła kompot i piliśmy zachłannie po tej męczącej siatkówce.
Mietek przyniósł akordeon, ktoś jeszcze gitarę i zaczęły się śpiewy. 
Wieczór zapowiadał się miło.
- Tomek jestem, powiedział jeden z chłopców wyciągając rękę w moim kierunku.
- Hanka, odpowiedziałam, podając swoją dłoń.
- Nie widziałem cię jeszcze tutaj.
- Rodzice przeprowadzili się niedawno, a ja z nimi.
- Rozumiem, a gdzie pracujesz?
- W mieście, w meblowym.
- Ja w pekaesach jestem kierowcą, mogę wpaść do ciebie do sklepu na kawę?
- Pewnie, zawsze możemy porozmawiać.
Niedziela skończyła się, jeszcze tylko parę słów krytyki ze strony rodziców i spać.
Rano zaczyna się tydzień od nowa.