MOJE MAŁE PIEKŁO - ROZDZIAŁ SZÓSTY

ROZDZIAŁ 6
 
Wszystko potoczyło się szybko, nie wiedzieć kiedy znalazła się sukienka i reszta garderoby aby stanąć przed ołtarzem.
Byłam w totalnym szoku, jakby życie toczyło się gdzieś obok mnie, a nie z moim udziałem. Moja intuicja podpowiadała mi, że nie będzie dobrze, że nie takiego męża chciałam mieć, tylko już nic nie byłam w stanie zrobić. 
W głębi serca wiedziałam, że robię źle, a jednak bronić się nie umiałam.
Kiedy ksiądz zapytał mnie, czy biorę sobie Leszka za męża, zamarłam. Słyszałam tylko bicie swojego serca i szept Leszka - powiedz tak. Miałam wielką ochotę powiedzieć - nie, i uciec z kościoła, tylko już nie było to możliwe.
Kucharki miały już gotowe dania, stoły zastawione, przygotowane do weselnego obiadu, i co miałoby się zdarzyć jakbym uciekła? Gdzie miałabym uciec? Czułam jakby serce chciało mi wyskoczyć z piersi, a świat wydawał mi się ponury, beznadziejny.
Już pierwsze godziny wesela pokazały jak wielką zrobiłam głupotę.
Moja mama podzieliła gości. Rodzina nasza i koleżanki mamy miały nakryty stół w drugim pokoju.
W tym pokoju gdzie siedziałam z Leszkiem, była tylko jego rodzina i jego znajomi.
Już po pierwszych kieliszkach wódki pokazało się jak jego towarzystwo się zachowuje.
             Leszek już nie zwracał na mnie uwagi, biegał z butelką wódki po całym pokoju i polewał kolegom. W niespełna trzy godziny całe towarzystwo było pijane nie wyłączając Leszka.
W pewnym momencie zaczęło się narzekanie. 
- Nie ma Matki Boskiej nad młodymi, biadolił teść.
- Jak oni nas potraktowali, narzekała teściowa.
- W tym domu nie ma Boga, powiedziała któraś z kuzynek.
- Co to za wesele, że nie siedzi się przy jednym stole, wtrącił Leszek.
- Synek, po co ci taka żona, dodał teść.
Zaczęło się obwinianie mojej rodziny i mnie, że nie zapanowałam nad tym wszystkim. A przecież ja nigdy nie miałam nic do gadania, i wyglądało na to, że w tym małżeństwie będzie tak samo.
                  Poszłam do ubikacji i po prostu wyłam z bólu i niemocy. Co mam zrobić? Jak się zachować? Jakie mnie czeka życie?
Trudno było mi się opanować. Kiedy wróciłam i usiadłam na swoim miejscu przy stole, nikt nawet nie zauważył, że mnie nie było. Wszyscy pijani nie wyłączając Leszka. 
 " Co ja najlepszego narobiłam"? "Jak mam się zachować"?
Przypomniało  mi się, że kiedyś, parę lat temu kiedy byłam w rodzinnych stronach mojego ojca, wujek zaproponował mi, abym objęła gospodarstwo po moich dziadkach. Daleko od mojego domu, w okolicach Warszawy, wtedy nie miałam ochoty na takie zmiany, ale teraz byłoby to dla mnie zbawienne.
Poszłam do pokoju, usiałam koło wujka i zapytałam, czy nadal to gospodarstwo jest do objęcia.
- Tak kochanie, powiedział wujek, nie chcemy go sprzedawać, bo to  ojcowizna.
- Wujek, a zabrałbyś mnie ze sobą?
- Co ty dzieciaku mówisz?
- Proszę.
- Masz już męża, nie jesteś sama.
Odeszłam od stołu i poszłam do Leszka, ale jego nie było w pokoju. Wyszłam na zewnątrz, a tam mój mąż ze swoimi kolegami biją się. Dla mnie było to szokiem. U nas w domu takich scen nie było, i nie było nigdy alkoholu, a tu proszę, nawet w taki dzień naparzają się jak gówniarze.
- Co wy robicie, krzyknęłam w ich stronę podchodząc do nich?
Jakby otrzeźwieli, ale nie skończyli rozstrzygać swoich porachunków.
W końcu weszli do mieszkania i zaczęła się ogólna bijatyka, każdy każdemu dołożył - byłam w szoku. 
To był koniec wesela, chociaż jeszcze nie było północy.
Mój ojciec wygonił z domu to całe towarzystwo. Wsiedli do autokarów i pojechali. Zostałam z rodzicami i swoją rodziną. 
Czułam się okropnie, sponiewierana, upokorzona i czekałam tylko na słowa mamy:" A nie mówiłam, do niczego się nie nadajesz".